Wszystko zaczęło się od zdjęcia. Stara fotografia, na której wijąca się droga zdawała się nie mieć końca. Zachwyciła mnie przestrzeń tego kadru. I cisza. Zwykłe zdjęcie, jedno z wielu w albumie. Tak jak Boże Słowo, które wpada w rozorane serce, nie da ci spokoju, dopóki się nim nie zajmiesz, tak nie dał mi spokoju ten obraz, rodząc pragnienie, by kiedyś móc w tej ciszy i przestrzeni zamieszkać.
Pragnienie misji nosiłam w sobie, będąc jeszcze nastolatką, nieśmiało marząc o posłudze na afrykańskim lądzie u boku Sióstr Służebnic Ducha Świętego. Wstępując do Nazaretu (trzydzieści kilka lat temu.. 😉 ), nie sądziłam, że odnajdę tę drogę ze zdjęcia, że zamieszkam w domu na stepie, na kazachskiej ziemi, w samym środku Centralnej Azji.. Cóż, Pan Bóg spełnia marzenia – trochę w innym czasie, miejscu, w innych okolicznościach przyrody. Każdego dnia błogosławię Boga za to doświadczenie: odnajdywania Go właśnie tutaj – w Eucharystii, w Jego Słowie, w ludziach, których stawia na tej drodze i proszę o łaskę wiary i wierności w tej misji, do której mnie zaprosił.
Nasze siostry przyjechały do Kellerowki na początku sierpnia 2012 roku. Nie była to pierwsza placówka naszego Zgromadzenia (wcześniej Karaganda i Ekibastus). Od 2013 roku w każde wakacje przyjeżdżałam z wolontariuszami na miesięczną posługę do jednej z tutejszych parafii. Ale tamtego lata 2017 roku – zostałam „na dłużej”… W domu na peryferiach wiary, ludzkiej biedy, tej materialnej i tej duchowej – w naszej nazaretańskiej misji na stepie.
Kazachstan. Kraj w Azji środkowej, nad Morzem Kaspijskim, dziewięciokrotnie większy od Polski, którego obecną stolicą jest Astana. Na północy graniczy z Rosją, na południu z Turkmenistanem, Uzbekistanem i Kirgistanem, na wschodzie z Chinami. W latach 1936 -1939 na rozkaz Stalina do tego kraju za Uralem wywieziono około 70 tysięcy Polaków, a wraz z nimi Niemców, Ukraińców i Białorusinów. Dzisiaj na tej męczeńskiej ziemi mieszka około 100 narodowości. W 70 procentach to wyznawcy islamu. Chrześcijan jest niewiele ponad 20%, z czego katolików tylko kilkadziesiąt tysięcy osób. Posługują się językiem rosyjskim i kazachskim, pracują sezonowo na tysiącach hektarów urodzajnej ziemi wynajętej państwowym spółkom. Większość powierzchni stanowią równinne niziny i wyżyny, przechodzące od południa w pustynie. Na wschodzie wzdłuż granic rozciągają się malownicze wysokie pasma górskie Ałtaju i Tien-szanu. Suchy, kontynentalny klimat sprawia, że najniższe temperatury zimą dochodzą do -45 stopni Celsjusza’ a latem najwyższe do +40 st. C.
Im dłużej tutaj jestem, w tej ogromnej przestrzeni ciągnących się tysiącami kilometrów stepów i pól, w tym na pozór nieciekawym miejscu, odkrywam pełne kontrastów oblicze tego kraju. Z jednej strony: kraj tętniący życiem, pełen wspaniałych nowoczesnych rozwiązań. Z drugiej: miejsca, gdzie wodę wciąż czerpie się ze studni, gdzie tygodniami brakuje prądu, a na przystanku autobus pojawia się raz na dwie doby. Spotykam tu różnych ludzi, a każdy to osobna historia. Słucham ich ze wzruszeniem, uświadamiając sobie, jak wiele wycierpieli, splatając swoje losy z historią zamieszkujących ten kraj narodów. Życie tutaj jest surowe. Ciężko o pracę. Po upadku komunizmu, a wraz z nim sowchozów i kołchozów, każda rodzina otrzymała po kawałku ziemi. Niestety, brakowało odpowiedniego sprzętu, wynajem był bardzo drogi, więc ludzie i nie byli w stanie tej ziemi uprawiać. Niektórzy sprzedali swoją ziemię, inni wydzierżawili ją do uprawy w zamian za zboże, mąkę czy też siano. Dzięki temu zyskali również możliwość pracy u obszarników, sezonowej, słabo opłacanej, ale zawsze pracy.
Mieszkamy (s. Letancja, s. Zuzanna i ja – s. Kazimiera) w niewielkim domu, podobnym do wielu w wiosce. Ale nasz jest wyjątkowy przez stałą obecność w nim Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Objęłyśmy opieką parafialną ochronkę – takie ”mini przedszkole”, posługujemy w kościele , w zakrystii, razem z ojcem proboszczem jeździmy do 9 wiosek, żeby i tam móc sprawować Eucharystię. Staramy się przygotować chętnych do przyjęcia sakramentów świętych. Odwiedzamy starszych, chorych, często bardzo samotnych ludzi. Prowadzimy grupę Matek w modlitwie, umożliwiamy naszej młodzieży uczestnictwo w Ruchu Czystych Serc… To, co możemy ofiarować, to tylko czas, dobre słowo, chwilę rozmowy. Czasem zwyczajną obecność, otwarte uszy do słuchania i serce, by kochało tych, których nam tutaj Bóg dał, bez względu na narodowość, kolor skóry, język. Sadzimy, siejemy, podlewamy. I wierzymy, że Bóg da wzrost.
Chciałabym, żeby tych kilka «pocztówek», które wyślę z Kazachstanu, było moim zaproszeniem do «spaceru» po niesamowitych miejscach, do sięgania poza horyzont zachwytem nad tym, co najprostsze, ale na pewno zaproszeniem do spotkania z żywym kościołem – samotnym, cierpiącym, doświadczonym, ale przecież pięknym i mocnym jak kwiaty na stepie.
S. Kazimiera Wanat